Migawki pięknych chwil - LIPIEC
11:41:00
Opowiem Wam o moim lipcu... Kiedy patrzę na te zdjęcia, to z jednej strony dziwię się, że to już "tak dawno", z drugiej, zaskakuję się, że aż tyle się działo, ale oprócz tego - cieszę się, że lipiec się skończył. Cóż, nie tylko pozytywnie się działo.
Opowieści Galeonów Baśni, gdzie moja znajoma opowiadała a znajomy grał... wszystko działo się w Chatce na Jazdrowie. Więcej o Chatce TUTAJ, jakby ktoś chciał. Niżej zdjęcia trzmieli i motyli w lawendzie... jakieś to było cudne spotkać coś tak wspaniałego na spacerze w Łazienkach... a jaki zapach!
Dalej jeszcze Łazienki a więc zachwyty nie tylko florą ale i fauną :)
Późniejszy spacer po mieście i tak zachwyty miastem, przyrodą jak i.. opuszczonymi miejscami.
I zachody słońca, które kocham (tak, to ten sam spacer, zrobiłam wtedy ładnych parę kilometrów)...
Przypadkiem znaleziona na Ursynowie syrenka... taka perełka. I widoki z drogi, z reguły do lub z pracy... albo z imprezy. Za to wyjątkowo tutaj nie zachód a wschód słońca i nie na początku pracy a na jej końcu. I tuż po pracy (a więc zarwanej nocy) bieganina, zamęt i ogólne zmęczenie materiału.
To z kolei widoki w moich rodzinnych stronach tego samego poranka.
I zachwyty późniejszych dni... lato na całego, jak by nie patrzeć.
Zdjęcie pierwsze z lewej na górze przypomina mi wieczór, kiedy zadzwoniłam do Pana Uśmiecha i on piekł bułeczki, a oprócz tego gadaliśmy i umówiliśmy się na spacer innego dnia... po dłuuugiej przerwie. Z jednej strony lato, z drugiej totalne zaskoczenie, bo jednak owoce pigwy (no dobrze, pigwowca) w lipcu to może niezbyt typowo... I moje ukochane dźwigi!
Spacer po Parku Praskim i okolicach, tigerowe zajawki i .. piwo z Królikiem. Jakże by inaczej, bardzo miły czas.
Zachwyt niebem i zachwyt wieczorem i światełkami świec. Zachwyt latem i... nietypowe piwa kupione na wieczór tego samego dnia, kiedy wzdłuż i wszerz przespacerowaliśmy z Panem Uśmiechem Pola Mokotowskie rozmawiając.
Kolorowe (i kolorowankowe) szaleństwa. W jakimś momencie stwierdziłam, że nawet jako dziecko nie miałam takiej ilości kredek i flamastrów jak teraz ;)
Smuteczek, bo misio się zgubił na Pradze. A obok podwórkowe malwy. Jeszcze niżej Loesje niedaleko mnie. I spacer po Shire (kto wie ten wie) tuż przed tym jak z moim przyjacielem poszłam na piwo i hamaki.
Niespodziewane kibicowanie z przyjaciółką w Kici-Koci i same pyszności. Niżej pierwszy od dawna recital kogoś mi bliskiego, w ramach Festiwalu Strefa Ciszy. A jeszcze niżej zachwyty między deszczem a deszczem.
Gość co wskoczył przez okno i został przeze mnie wyniesiony na zewnątrz i ciacha, które schowałam i zapomniałam. Ściereczka poprawiająca humor i książka, która leżała na półce i czekała na swój czas. Pyszności, czyli niedrogie awokado z bazarku. I kolorowanie pewnego wieczoru.
Kwiaty pod moją pracą i szukanie pozytywów w deszczu: mam w końcu okazję użyć parasolki! Eksperyment z muffinkami z dodatkiem awokado... bywały eksperymenty bardziej udane. I później spacer tuż przed ślubem i przyjęciem ślubnym mojej przyjaciółki.
Tego samego dnia znaleziona czterolistna koniczynka.
I spacer po Ursynowie... pełnia lata...
Tu z kolei trochę Ursynowa a trochę Ochoty. I moje nowe "drzwi do Narnii" czyli nowa osłona na drzwi". I zachód słońca...
Znów miłość do kolorowania i miłość do zachodów słońca. Zielono mi! I spacerów dużo, samotnych i z przyjaciółką, tym razem po Parku Szczęśliwickim.
I jeszcze Ochota i powstający Park Zachodni... Roślinność na mieście... i znów te zachwycające zachody słońca.
Kolorowankowe pomysły. I drobiazg dla miłośniczki arbuzów. A później roślinność uchwycona w drodze i "rozdziewiczenie" kupionej jakiś czas temu gry EGO - czyli znów piwo z Królikiem i wspólna gra. A później... jeszcze jedno spotkanie z kimś zupełnie innym. I też granie :)
Znów miłość do kolorowania. I kanapkowe zabawy bo czemu nie. Zachwyt kolejnym zachodem słońca pełnym urody. I... tak, jestem narwana! Narwałam sobie pigwy, a właściwie owoców pigwowca. Będzie się działo!
I cudne kolczyki, które wypaczałam najbardziej przypadkowo jak się tylko dało.
I to chyba tyle, jeśli chodzi o mój lipiec ;)
Opowieści Galeonów Baśni, gdzie moja znajoma opowiadała a znajomy grał... wszystko działo się w Chatce na Jazdrowie. Więcej o Chatce TUTAJ, jakby ktoś chciał. Niżej zdjęcia trzmieli i motyli w lawendzie... jakieś to było cudne spotkać coś tak wspaniałego na spacerze w Łazienkach... a jaki zapach!
Dalej jeszcze Łazienki a więc zachwyty nie tylko florą ale i fauną :)
Późniejszy spacer po mieście i tak zachwyty miastem, przyrodą jak i.. opuszczonymi miejscami.
I zachody słońca, które kocham (tak, to ten sam spacer, zrobiłam wtedy ładnych parę kilometrów)...
Przypadkiem znaleziona na Ursynowie syrenka... taka perełka. I widoki z drogi, z reguły do lub z pracy... albo z imprezy. Za to wyjątkowo tutaj nie zachód a wschód słońca i nie na początku pracy a na jej końcu. I tuż po pracy (a więc zarwanej nocy) bieganina, zamęt i ogólne zmęczenie materiału.
To z kolei widoki w moich rodzinnych stronach tego samego poranka.
I zachwyty późniejszych dni... lato na całego, jak by nie patrzeć.
Zdjęcie pierwsze z lewej na górze przypomina mi wieczór, kiedy zadzwoniłam do Pana Uśmiecha i on piekł bułeczki, a oprócz tego gadaliśmy i umówiliśmy się na spacer innego dnia... po dłuuugiej przerwie. Z jednej strony lato, z drugiej totalne zaskoczenie, bo jednak owoce pigwy (no dobrze, pigwowca) w lipcu to może niezbyt typowo... I moje ukochane dźwigi!
Spacer po Parku Praskim i okolicach, tigerowe zajawki i .. piwo z Królikiem. Jakże by inaczej, bardzo miły czas.
Zachwyt niebem i zachwyt wieczorem i światełkami świec. Zachwyt latem i... nietypowe piwa kupione na wieczór tego samego dnia, kiedy wzdłuż i wszerz przespacerowaliśmy z Panem Uśmiechem Pola Mokotowskie rozmawiając.
Kolorowe (i kolorowankowe) szaleństwa. W jakimś momencie stwierdziłam, że nawet jako dziecko nie miałam takiej ilości kredek i flamastrów jak teraz ;)
Smuteczek, bo misio się zgubił na Pradze. A obok podwórkowe malwy. Jeszcze niżej Loesje niedaleko mnie. I spacer po Shire (kto wie ten wie) tuż przed tym jak z moim przyjacielem poszłam na piwo i hamaki.
Niespodziewane kibicowanie z przyjaciółką w Kici-Koci i same pyszności. Niżej pierwszy od dawna recital kogoś mi bliskiego, w ramach Festiwalu Strefa Ciszy. A jeszcze niżej zachwyty między deszczem a deszczem.
Gość co wskoczył przez okno i został przeze mnie wyniesiony na zewnątrz i ciacha, które schowałam i zapomniałam. Ściereczka poprawiająca humor i książka, która leżała na półce i czekała na swój czas. Pyszności, czyli niedrogie awokado z bazarku. I kolorowanie pewnego wieczoru.
Kwiaty pod moją pracą i szukanie pozytywów w deszczu: mam w końcu okazję użyć parasolki! Eksperyment z muffinkami z dodatkiem awokado... bywały eksperymenty bardziej udane. I później spacer tuż przed ślubem i przyjęciem ślubnym mojej przyjaciółki.
Tego samego dnia znaleziona czterolistna koniczynka.
I spacer po Ursynowie... pełnia lata...
Tu z kolei trochę Ursynowa a trochę Ochoty. I moje nowe "drzwi do Narnii" czyli nowa osłona na drzwi". I zachód słońca...
Znów miłość do kolorowania i miłość do zachodów słońca. Zielono mi! I spacerów dużo, samotnych i z przyjaciółką, tym razem po Parku Szczęśliwickim.
I jeszcze Ochota i powstający Park Zachodni... Roślinność na mieście... i znów te zachwycające zachody słońca.
Kolorowankowe pomysły. I drobiazg dla miłośniczki arbuzów. A później roślinność uchwycona w drodze i "rozdziewiczenie" kupionej jakiś czas temu gry EGO - czyli znów piwo z Królikiem i wspólna gra. A później... jeszcze jedno spotkanie z kimś zupełnie innym. I też granie :)
Znów miłość do kolorowania. I kanapkowe zabawy bo czemu nie. Zachwyt kolejnym zachodem słońca pełnym urody. I... tak, jestem narwana! Narwałam sobie pigwy, a właściwie owoców pigwowca. Będzie się działo!
I cudne kolczyki, które wypaczałam najbardziej przypadkowo jak się tylko dało.
I to chyba tyle, jeśli chodzi o mój lipiec ;)
0 komentarze
Chwal jeśli chcesz, skrytykuj jeśli musisz, pytaj jeśli potrzebujesz :-)
Nie musisz się logować, ale będzie mi miło, jeśli się podpiszesz.