Granice mojego świata

16:13:00


Właściwie to nie wiem, od czego zacząć...

W jakimś sensie pewnie przez ostatnie miesiące okrzepłam, pewniej stanęłam na własnych nogach. A zarazem życie solidnie mi dało do zrozumienia, jak bardzo się myliłam się co do własnego ogarnięcia. A co do skuteczności okiełznania własnych demonów co to siedzą w głowie - to już osobna bajka.

Chyba najtrudniej jest mi zaakceptować to, że nawet jak coś już mam ułożone w głowie, temat, który już nie wywołuje skrajnych emocji - to nic nie jest dane na zawsze, zawsze może być gorszy dzień, zmęczenie, "za dużo wszystkiego" i powie się za dużo i w sposób, jakiego by się nie chciało powtórzyć. I jedyne co po tym mogę, to wziąć głęboki oddech, wybaczyć sobie, przemyśleć... i bardzo, bardzo się starać znów tego nie zrobić. A czy się uda... życie zweryfikuje.

Chciałabym raz a konkretnie z moich demonów w głowie zrobić ugłaskane, miziaste kotki o przypiłowanych pazurkach, a jednak doświadczenie uczy, że tak się nie da. Chciałabym bardzo. A jednak doświadczenie uczy czegoś innego, samobiczowanie się za każdą porażkę niczego nie poprawi. Choć nie chodzi też o dawanie sobie przyzwolenia na bycie wredną i popełnianie masy błędów na każdym kroku. Tylko jak to wyważyć?

A jednak trzeba znaleźć jakiś złoty środek między przesadzoną, emocjonalną reakcją, a totalnym  brakiem reakcji. To jedna z rzeczy, których się nauczyłam w ramach pracy nad sobą: najpierw człowiek się czegoś uczy jako dziecko, później oducza na terapii (czy w życiu) i uczy czegoś nowego, niekiedy popada w skrajność, a dopiero z czasem - znajduje właściwe miejsce na skali, pewnie w każdej sytuacji inne.

Myślę sobie czasem, że kiedy stać mnie na to, by w momencie złości i wzburzenia na kogoś (bo nie szanuje moich potrzeb, albo przekracza moje granice) dać sobie czas na odpowiedź, na reakcję inną niż z automatu - to naprawdę coś się w moim sposobie myślenia zmieniło.  Myślę, że to luksus, nawet jeśli nie zawsze jest mi dostępny. I że to tak naprawdę bardzo dużo, jeśli daję sobie prawo do tego, by mimo emocji odpowiedzieć spokojnie, stanowczo, a zarazem zadbać o swoje granice. Jeśli oprócz tego na czyjąś prośbę mówię "nie" bo tak czuję, a po upływie czasu czuję nie wyrzuty sumienia (bo jak mogłam się nie zgodzić, jak mogłam nie pomóc, poświęcając siebie?) a spokój i poczucie, że choćbym mogła cofnąć się w czasie, nie zrobiłabym inaczej... to już dużo.

A czasem, może czasem po prostu trzeba coś przemilczeć i zostawić w spokoju? Są sytuacje, które trzeba przegadać i są takie, które trzeba przemilczeć i iść dalej. I nie dlatego, że się nie umie rozmawiać, czy dlatego, że boli. Dlatego, że coś innego jest ważniejsze. Choćby drugi człowiek czy relacja z nim. Może czasem zapominam o tym prawie:

Nigdy nie doprowadzaj do tego, by sytuacja znaczyła dla ciebie więcej, niż relacje.

I może czasem słowo "przepraszam" albo parę słów, które mają podobne znaczenie to dość, by więcej nie drążyć, nie ciskać się, nie robić z igieł wideł.

Tak trochę w temacie a trochę nie, tekst o tym by nie brać wszystkiego do siebie.

Kiedyś znajdę dla nas dom
Z wielkim oknem na świat
Znowu zaczniesz ufać mi
Nie pozwolę Ci się bać
Kiedyś wszystkie czarne dni
Obrócimy w dobry żart
Znowu będziesz ufał mi
(...)
Wiem, dobrze wiem
Potrafię ranić tak jak nikt, przykro mi
Nie wiem co robić, gdy płaczesz...

Varius Manx: Piosenka księżycowa

You Might Also Like

2 komentarze

  1. Spokój jest wtedy, gdy zamiast głosu unosisz brew. Pocieszy Cię to, że ja też nadal się tego uczę?
    Spokoju❤

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Troszkę mnie to pociesza :)
      A o spokoju - tak, bardzo się zgadzam :)

      Usuń

Chwal jeśli chcesz, skrytykuj jeśli musisz, pytaj jeśli potrzebujesz :-)

Nie musisz się logować, ale będzie mi miło, jeśli się podpiszesz.

Subscribe