Są dni, kiedy śmieję się jak szalona, kiedy wreszcie odnajduję to, co jak mi się zdawało czasem, było niemożliwe do odnalezienia: wspólne szaleństwa i uśmiechy, miłość do kotów też wspólna, wymienianie się ulubionymi potrawami, gotowanie dla kogoś więcej niż siebie... i te chwile, kiedy wracam do mieszkania po całym dniu, głodna jak wilk i ktoś mnie częstuje pycha sałatką (a przy tym nie jest moim facetem/siostrą/mamą). Radość czerpana z gry w kosza, z partii szachów i ... szalone plany na spędzenie halloween. I koty, wszechobecne koty, które pakują się na kolana, włażą do szafek i za łóżko, otwierają sobie drzwi, wskakują na kołdrę i mruczą, mruczą, jakby mówiły: Nie, nie pozwolimy Ci się zadręczać, wstawaj i to już i WALCZ, do cholery, WALCZ!
I tylko czasem myśl, że zdarzyło się coś, co mogłoby być tylko snem. Obawy, czy nie patrzę przypadkiem na Ktosia przez niewłaściwe okulary (czytaj: doświadczenia z przeszłości i niepozamykane sprawy), ale chwilowo, nie chcę się w tym grzebać. Będzie OK:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Chwal jeśli chcesz, skrytykuj jeśli musisz, pytaj jeśli potrzebujesz :-)
Nie musisz się logować, ale będzie mi miło, jeśli się podpiszesz.