Z kimś, kogo się wcześniej mało znało, a mimo to było fajnie. Dobra, z kimś, kogo się nie znało niemal w ogóle, dopóki koleżanka nie zapytała, czy nie miałabym ochoty pójść na wesele z jej kolegą. Spotkaliśmy sie przed weselem dosłownie raz. Miło nam sie rozmawiało. I? Chyba będę miała zakwasy od tańczenia. :)
Chociaż nie powiem, żebym na tym weselu tylko tańczyła, bo nie;)
Poza tym, co się zazwyczaj na takich imprezach robi, nie obyło się bez atrakcji takich jak oglądanie piorunów, gwiazd i księżyca, słuchanie świerszczy i omijanie kałuż na drodze, żeby butów nie przemoczyć.
Czyli było bardzo pozytywnie, miło będę wspominać tę noc. Jedyne "ale" jest takie, że spać poszłam o 5ej, obudziłam się o 11ej i najchętniej spać bym poszła z powrotem ale co wtedy będę w nocy robić? A rano czas wstać, ogarnąć się i na 14ą być zwarta i gotowa na uczelni.. na tym ostatnim na tym etapie egzaminie;)
Tylko... gdzieś w tym wszystkim snują się wspomnienia... Jakbym była jednocześnie w dwóch miejscach. Dlatego opowiem historię którą kiedyś już gdzieś opisałam, i nie napiszę co w niej prawdziwe, co nie.
-Mojej
koleżance zdarzyła się niesamowita historia. –zaczęła niepewnie. –Była w
dziwnym momencie swojego życia. Nie miała chłopaka, czuła się bardzo samotna.
Rzuciła się w wir znajomości przez internet. Bywało różnie, fakt. Tamto
ogłoszenie było zupełnie inne. Chłopak szukał towarzyszki na wesele. Pomyślała:
czemu nie? Napisała do niego maila.
-I co, pewnie
mi powiesz, że zostali parą? -przerwała jej zniecierpliwiona Julka.
-Nie marudź.
Jesteś ciekawa co dalej?
-Pewnie,
opowiadaj, ale postaraj się nie zanudzić mnie na śmierć.
-OK., postaram
się. Po kilku wymienionych mailach zaproponował jej spotkanie. Byli zaskoczeni,
jak dobrze im się „przy kawie” rozmawiało. Po półgodzinie śmiali się jak starzy
znajomi, było im ze sobą bardzo pozytywnie. Później spotkali się jeszcze raz
albo dwa, ona stwierdziła, że jest w stanie mu zaufać, on, że ma ochotę iść z
nią na to wesele. Doszła do wniosku, że nawet pojechanie do miasteczka
kilkadziesiąt kilometrów od stolicy, gdzie odbywało się wesele, jest OK., bo
„dobrze mu z oczu patrzy”. Tylko nieliczni z jej znajomych wiedzieli, że ma
zamiar iść na imprezę z chłopakiem, którego w gruncie rzeczy znała bardzo
słabo.
-Zaczyna się
robić ciekawie. Nie bała się?
-Trochę. Dość
zwariowana z niej osoba. Trochę się obawiała, ale ostatecznie nie zmieniła
zdania. Przekomarzali się już w kościele. Na weselu też. Było im wyjątkowo
wesoło. Okazało się nawet, że jego kuzynka studiuje to samo, co owa dziewczyna.
-A kiedy
będzie happyend?
-Poczekaj
niecierpku. Sam nie pił, bo w planach mieli powrót tego samego dnia, a
właściwie nocy do Warszawy. Za to o nią dbał jak dżentelmen. Wiesz: dbał o jej
kieliszek, odstawiał krzesło, prosił do tańca… Kiedy oboje chcieli odetchnąć,
wychodzili na zewnątrz i spacerowali, rozmawiając. Wesele miało miejsce w
niewielkim pałacyku, w którym teraz mieści się liceum. Dookoła pałacyku nieduży
park. Spacerowali po nim, rozmawiali, czasem wychodzili tylko na taras. Innym
razem chodzili po pałacyku i w ten sposób odkryli otwartą salę… polonistyczną.
Tam mogli na spokojnie porozmawiać. Przypadkiem się okazało, że oboje
uwielbiają „Mistrza i Małgorzatę” i filmy Almodovara, dowiedziała się że on
kocha szybowce i ma pasje, o których ciekawie mówi. Okazało się, że nie tylko
miłość do literatury i filmów ich łączy…
-A co jeszcze?
-Kiedy
orkiestra zagrała „Mam cudownych rodziców”, i usłyszała
„Kto mi tuż
przed snem nucił bajki baj, baj
I kto
przybiegał z bzem, kiedy maił się maj
Kto wybaczał
mi każdą złość, każdy błąd
Gdy kryłam
wielkie łzy, w domu najmniejszy kąt
Co wieczór
obraz ten, kołysze mnie do snu
tato młody jak
maj i mama wśród bzów…”* ona
uciekła z sali płacząc. Nie mógł wiedzieć, że jakiś czas temu straciła mamę,
która chorowała na raka. Czekał na nią pod drzwiami damskiej toalety, gdzie
wybiegła. Kiedy wyszła, wziął ją łagodnie za rękę i zaprowadził na taras. Była
już gwiaździsta noc. Spytał co się stało. Przytuliła się do niego. Opowiedziała
o tym, że jej mama nie żyje od ponad roku… że czasem po prostu nie umie sobie z
tym poradzić. Przez dłuższą chwilą tulił ją w milczeniu, później… powiedział:
nawet nie wiesz, jak dobrze cię rozumiem… moja mama nie żyje od kilku miesięcy.
Też mi jej brakuje… bardzo. Stali milcząc w półmroku, przytuleni do siebie,
padało tam tylko trochę światła z sali. Dopiero, kiedy przyszła tam jego
kuzynka, oznajmiając że ciocia go szuka, wrócili do środka.
-I co? Happy
end? Chcesz na tym skończyć?
-Czy ja wiem?
Happy end? Raczej nie. Bo uwierzysz mi jeśli powiem, że wrócili do Warszawy nad
ranem, a na jej marudzenie, że obudzi współlokatorki, zaproponował jej by spała
u niego. Zgodziła się. I jeśli ci powiem, że on spał na kanapie, a rano zrobił
jej kawę i odwiózł do mieszkania, uwierzysz?
-Nie.
-I może masz
rację.
-To co było
naprawdę?
-A czy to
ważne?...
"Nie uciekaj Aleksandro!" M.W.
Oj tak, wesela to fajne sprawy... a i jakiś romans może się tam zacząć... ;)
OdpowiedzUsuńFajnie, że się wybawiłaś ;)
szalony pomysł przed obroną ale wesele to fajna sprawa ;]
OdpowiedzUsuń