Mijający tydzień był jakimś kompletnym zwariowaniem. Nie zawsze pozytywnym.
Stawiam kolejne kroki w byciu asertywną i chwilami się zastanawiam, czy naprawdę ktoś musi mocno naruszyć moje granice, moją przestrzeń, żebym wreszcie powiedziała: STOP, nie życzę sobie? Chociaż widzę, że ostatnio zaczyna mi to przychodzić łatwiej, trochę tak, jakby kilka ważnych spraw które załatwiłam i zakończyłam, dodało mi pewności siebie i odwagi w potyczkach o to, co dla mnie ważne. Nawet jeśli po drugiej stronie stoi manager z pracy, bliska koleżanka, albo mężczyzna dawniej mi bardzo bliski. Nie, dziękuję, jeśli chcesz kogoś wykorzystać, to znajdź sobie inny obiekt bo ja powiem Ci co myślę i zrób z tym co tylko chcesz, ja już nie jestem tą słabą, nieśmiałą dziewczynką, zbyt cichą by się przeciwstawić.
Mam świadomość, że czasem jeszcze zbyt wiele w tym emocji, że czasem to takie nieporadne, ale wiem, że będzie lepiej.
Pewien człowiek, dawniej nazywany przyjacielem, wbijał mi parę dni temu swe 'szpileczki' mając świadomość, że jeszcze na parę dni przed obroną te słowa zachwiałyby moją wiarą w moją przyjaciółkę, a naszą wspólną znajomą. Może tylko na trochę, może niegroźnie, ale by zachwiały. Gdyby nie praca nad sobą, jaką wykonałam ostatnio, pewnie by tak było. A tak się wkurzyłam, że bredzi (to, co mówił, nie miało realnych podstaw, wiedziałam jak bardzo jest z palca wyssane), wkurzyłam, że chce nas poróżnić i o wszystkim powiedziałam jej. Smutne, bo jego znam od trzech lat, ją od dwóch i nie chciałam kiedykolwiek między nimi wybierać, a jeśli ktoś mnie do tego zmusi... zakończę znajomość z nim, choć bym tego nie chciała. A powodów mam coraz więcej...
Dlaczego jednak miałabym wątpić w kogoś, kto akceptuje mnie taką, jaka jestem, znając i moje wady i zalety, znajdując dla mnie czas niezależnie od wszystkiego i mówiąc szczerze o wszystkim, co nas dotyczy? Mowy nie ma.
A są chwile, kiedy sobie uświadamiam, że czekają mnie kolejne zmiany... i czasem smutno, że niektóe rzeczy nie pozostaną takie jak były...
Zazdroszczę Ci, bo ja w ogóle nie umiem pływać ;) Boję się wody, a nikt nie miał nigdy okazji, by mnie pływać nauczyć, więc wiesz ;)
OdpowiedzUsuńCo do asertywności - mam identyczny problem, mój chłopak ciągle stara się mnie nauczyć, żebym odmawiała, ale niezbyt to wychodzi.. jestem za grzeczna ;D
I głowa do góry! Może zmiany nie będą takie złe?
Mhm.. wiem :) Ja z domu 'wyniosłam' lęk przed wodą, ale natchnęło mnie, żeby w ramach zaliczania wuefu na mojej szacownej uczelni wybrać pływanie. I jakoś poszło, chociaż nie powiem, żeby było łatwo ;)
UsuńTeż byłam i czasem dalej jestem 'za grzeczna' ale zmieniam to :)
Właśnie w tym cała rzecz ze zmianami, że jak już są, to dopiero później się okazuje, czy było dobre czy złe, na początku nie wiadomo;) Oby były na lepsze!
Ucz się, ucz asertywności:)W "dorosłym" życiu będzie jak znalazł.
OdpowiedzUsuńA propos pływania to Ci coś wyznam w sekrecie...ale cichosza, bo mnie wyśmieją. Ja nie umiem:)
Zaczynam doceniać asertywność ostatnio :)
UsuńMyślę, że nie wyśmieją, zdarza się :)