Szukałam czegoś dla siebie i znalazłam dzięki TEMU tekstowi Ani. Od tego się zaczęło, na początku zwykłymi kredkami Bambino, później mazakami i kredkami Bambino w drewnie. Później dołączyły kolejne pisaki, uzupełniane o nowe kolory. Wiecie co, bardzo się w to wkręciłam.
Na początku kolorowałam mandale z Bloku z mandalami z Lidla. Później dostałam Tigerową książeczkę z mandalami, a po jakimś czasie dzięki tekstowi Ani Tabak znalazłam TO miejsce i wsiąkłam po uszy.
Moja pierwsza pokolorowana mandala wyglądała tak:
A kolejne tak:
i jeszcze tak:
Jak troszeczkę się rozkręciłam, było już tak:
A później wpadły mi w ręce mandale do kolorowania z Tigera i zaczęłam tak:
A później stopniowo się rozkręcałam:
I rozkręcałam tak, że powstały dwie wersje kolorystyczne tej samej mandali:
A kiedy rozkręciłam się już na dobre, cóż, efekty są mniej więcej takie:
A tą pokolorowałam ostatnio:
Jak Wam się podobają? :)
Park Skaryszewski i Kamionkowskie Błonia Elekcyjne w jesiennej odsłonie- zapraszam więc na jesienny spacer po tych dwóch miejscach :)
pewnego dnia w Łazienkach, po deszczu... |
Czy to ta jesień? Sprzyja smutkowi, refleksyjnym nastrojom, gorszym chwilom? Mniej słońca, mniej ciepła, konieczność stawiania czoła krótszym dniom, a więc mniej naturalnego światła i tak dalej...
Może też niefortunnie się złożyło, że akurat jesienią muszę za sobą zamknąć pewien etap życia, uznać ową przyjaźń-nie-przyjaźń za definitywnie zamkniętą.
Choć w sumie lato wcale nie byłoby lepsze, ani tym bardziej wiosna, nigdy nie ma na to dobrego momentu, mam jednak wrażenie, że jesień tylko te wszystkie smutki eskaluje.
Tak, sporo ostatnio płaczę.
Ktoś zgoła niedawno rozmawiając ze mną na zgoła żartobliwe tematy, ni stąd ni zowąd zapytał czy często płaczę- i gdyby nie to pytanie zgoła od czapy, być może jeszcze długo w naszych rozmowach nie przeszlibyśmy na tematy więcej niż drażliwe i niestrawne.
Może czasem trzeba wypłakać to, co na sercu leży, kiedy boli, niech ból wybrzmi i zamilknie, niech łzy oczyszczą. A my idźmy dalej, zostawiając za sobą własne błędy, pomyłki i złe decyzje, a na przyszłość- uniknijmy ich. Oby.
Boli świadomość, że zadowalałam się taką odrobiną ciepła i życzliwości i mówiłam że jest OK. Że sama siebie oszukiwałam. I wiele innych rzeczy.
A teraz te echa wracają, ilekroć ktoś jest dla mnie zupełnie inny i w znajomości zupełnie niezobowiązującej, koleżeńskiej daje mi o wiele więcej, że aż po oczach bije szacunek, życzliwość i troska o to, bym czuła się dobrze. Kolejne sytuacje, kiedy myślę, jak mogłam tak głupio, jak mogłam się cieszyć, jak .... Kolejne sytuacje tak banalnie podobne, w których ktoś zachowuje się zgoła inaczej, tak, że myślę od razu: jest dobrze, po prostu, dlaczego sądziłam, że to zbyt wiele, pragnąć tego, tego właśnie chcieć?
Tak więc czasem płaczę tej jesieni.
Czasem płaczę, siedząc naprzeciwko kogoś, kto mnie mało zna, a mimo to nawet przez łzy widzę tą tonę życzliwości w jego oczach i wiem że nie ma mi za złe tego, że płaczę.
Mieć kolce jeża
Chronić
całą miękkość
przed dotykiem zła
Mieć w sercu
błękit
by starczyło
na całą zimę
Wiedzieć
kiedy kolce schować
kiedy przyszło lato
Wiesława Kwinto-Koczan
Próżnoś repliki się spodziewał.
Nie dam ci prztyczka ani klapsa.
Nie powiem nawet pies cie jebał,
bo to mezalians byłby dla psa.
(z cyklu Julian Tuwim naucza)
Nie dam ci prztyczka ani klapsa.
Nie powiem nawet pies cie jebał,
bo to mezalians byłby dla psa.
(z cyklu Julian Tuwim naucza)
Jeden komentarz pod tekstem Słodko-gorzko dał mi dość mocno do myślenia.
Zastanowiłam się nad tym, co mi właściwie w duszy gra. Bo to, co robiłam ostatnio, przerosło mnie. To, jak pozwalałam się traktować i wmawiałam sama sobie, że jest OK, że to mi wystarczy, że wcale nie potrzebuję więcej, że taki poziom znajomości w zupełności mi wystarcza.
Mówiłam sobie: pasuje mi to ironiczno-złośliwe poczucie humoru, żartobliwe docinki, którym nie pozostawałam dłużna, serio, naprawdę to lubię. Bo lubiłam, nie było tu żadnego samooszukiwania się. Tylko...
Różnicę odczułam, kiedy poznałam bliżej Ktosia. Owszem, ma złośliwe poczucie humoru. Owszem, docinamy sobie czasem w żartach. Owszem, czasem tak konkretnie. Jednak obok tych żartów, docinków i wymienianych z zapałem złośliwości są jeszcze chwile, kiedy po jakimś absurdalnym żarcie ni stąd ni zowąd pyta mnie czy często ostatnio płaczę. Albo pisze do mnie właściwie tylko po to by zapytać, czy udało mi się w końcu wyspać i odpocząć. Albo pisze mi, że gdybym chciała pogadać to jest - zwłaszcza, że wie, że ostatnio mi niełatwo.
Może czasem też różnica leży w wyczuciu, kiedy żart jeszcze jest żartem, a kiedy już nim być przestaje i po prostu rani. Może różnica leży w zauważeniu: ups, przesadziłem, przepraszam. Słowo przepraszam jednych parzy, dla innych jest wyrazem szacunku i jakiejś życzliwości, naturalnym słowem, którego się po prostu używa, jak wielu innych.
Im bliżej poznaję T. czy Ktosia, tym bardziej czuję, że od jakiejkolwiek znajomości z Królikiem powinnam uciekać jak najdalej i nie będzie to wyrazem strachu i bezzasadnych obaw a jedynie rozsądku. Jak się temu przyjrzeć, to prawie jak przemocowa relacja, takie udawanie, że czarne jest białe, albo ostrzegawcze flary są fajerwerkami. Nie, nie są. Nie chcę więcej nazywać flar ostrzegawczych fajerwerkami i mówić: o, jakie to piękne.
Chcą kolekcjonować chwile, które nie wyblakną po latach, bo jedynym sensem życia jest jego przeżywanie. Można to robić samemu, ale przeżywa się je jednak o niebo lepiej z kimś, więc chcą być z facetem, z którym to będzie możliwe.
Chcą tego tak bardzo, że całą młodość uganiają się za mężczyznami, którzy oferują emocje albo szukają na siłę stabilizacji u boku facetów, którzy na nie nie zasługują. W obu przypadkach ignorują czerwone flary ostrzegawcze, które oni wypuszczają. Patrzą wtedy w niebo i mówią:
- O! Fajerwerki.
Coś ci powiem, kiedy poznasz odpowiedniego faceta, nie będziesz musiała sobie wmawiać, że widzisz fajerwerki.
Kiedy zapytamy się szczerze samych siebie, które osoby z naszego życia znaczą dla nas najwięcej, często dowiemy się, że to ci, którzy zamiast dawania nam rad, rozwiązań, czy leków, wybrali raczej dzielenie naszego bólu i dotykanie naszych ran ciepłą i czułą dłonią. Przyjaciele, którzy potrafią być z nami w ciszy w momentach rozpaczy lub dezorientacji, którzy potrafią zostać z nami w godzinie smutku i żałoby i zmierzyć się razem z nami z rzeczywistością naszej bezsilności - to właśnie ci, którzy się o nas troszczą. - Henri J. M. Nouwen
Zastanowiłam się nad tym, co mi właściwie w duszy gra. Bo to, co robiłam ostatnio, przerosło mnie. To, jak pozwalałam się traktować i wmawiałam sama sobie, że jest OK, że to mi wystarczy, że wcale nie potrzebuję więcej, że taki poziom znajomości w zupełności mi wystarcza.
Mówiłam sobie: pasuje mi to ironiczno-złośliwe poczucie humoru, żartobliwe docinki, którym nie pozostawałam dłużna, serio, naprawdę to lubię. Bo lubiłam, nie było tu żadnego samooszukiwania się. Tylko...
Różnicę odczułam, kiedy poznałam bliżej Ktosia. Owszem, ma złośliwe poczucie humoru. Owszem, docinamy sobie czasem w żartach. Owszem, czasem tak konkretnie. Jednak obok tych żartów, docinków i wymienianych z zapałem złośliwości są jeszcze chwile, kiedy po jakimś absurdalnym żarcie ni stąd ni zowąd pyta mnie czy często ostatnio płaczę. Albo pisze do mnie właściwie tylko po to by zapytać, czy udało mi się w końcu wyspać i odpocząć. Albo pisze mi, że gdybym chciała pogadać to jest - zwłaszcza, że wie, że ostatnio mi niełatwo.
Może czasem też różnica leży w wyczuciu, kiedy żart jeszcze jest żartem, a kiedy już nim być przestaje i po prostu rani. Może różnica leży w zauważeniu: ups, przesadziłem, przepraszam. Słowo przepraszam jednych parzy, dla innych jest wyrazem szacunku i jakiejś życzliwości, naturalnym słowem, którego się po prostu używa, jak wielu innych.
Im bliżej poznaję T. czy Ktosia, tym bardziej czuję, że od jakiejkolwiek znajomości z Królikiem powinnam uciekać jak najdalej i nie będzie to wyrazem strachu i bezzasadnych obaw a jedynie rozsądku. Jak się temu przyjrzeć, to prawie jak przemocowa relacja, takie udawanie, że czarne jest białe, albo ostrzegawcze flary są fajerwerkami. Nie, nie są. Nie chcę więcej nazywać flar ostrzegawczych fajerwerkami i mówić: o, jakie to piękne.
Chcą kolekcjonować chwile, które nie wyblakną po latach, bo jedynym sensem życia jest jego przeżywanie. Można to robić samemu, ale przeżywa się je jednak o niebo lepiej z kimś, więc chcą być z facetem, z którym to będzie możliwe.
Chcą tego tak bardzo, że całą młodość uganiają się za mężczyznami, którzy oferują emocje albo szukają na siłę stabilizacji u boku facetów, którzy na nie nie zasługują. W obu przypadkach ignorują czerwone flary ostrzegawcze, które oni wypuszczają. Patrzą wtedy w niebo i mówią:
- O! Fajerwerki.
Coś ci powiem, kiedy poznasz odpowiedniego faceta, nie będziesz musiała sobie wmawiać, że widzisz fajerwerki.
STĄD
Zainspirował mnie też TEKST Asi, to co szczególnie mi zapadło w pamięć:
Trudne chwile czasami zmuszają do sięgnięcia po pomoc innych - bywa, że inaczej nie da się ruszyć z miejsca. Wtedy też okazuje się, ilu z Twoich kilku setek facebookowych przyjaciół naprawdę zasługuje na to miano i dla kogo więzy krwi rzeczywiście coś znaczą. Wsparcie załamanej czy ciężko chorej osoby nigdy nie jest łatwe i nie każdy jest w stanie podołać temu zadaniu. Niektórzy jednak, mimo braku czasu, pieniędzy, czy specjalnych umiejętności starają się pomóc, choćby swoją obecnością. Inni - nagle wyparowują z Twojego życia, dziwnym trafem materializując się ponownie, kiedy zaczynasz dawać znaki, że już z Tobą lepiej.
Wiesz, co z nimi robić.
Zainspirował mnie też TEKST Asi, to co szczególnie mi zapadło w pamięć:
Trudne chwile czasami zmuszają do sięgnięcia po pomoc innych - bywa, że inaczej nie da się ruszyć z miejsca. Wtedy też okazuje się, ilu z Twoich kilku setek facebookowych przyjaciół naprawdę zasługuje na to miano i dla kogo więzy krwi rzeczywiście coś znaczą. Wsparcie załamanej czy ciężko chorej osoby nigdy nie jest łatwe i nie każdy jest w stanie podołać temu zadaniu. Niektórzy jednak, mimo braku czasu, pieniędzy, czy specjalnych umiejętności starają się pomóc, choćby swoją obecnością. Inni - nagle wyparowują z Twojego życia, dziwnym trafem materializując się ponownie, kiedy zaczynasz dawać znaki, że już z Tobą lepiej.
Wiesz, co z nimi robić.
I cytat, który Asia umieściła w tekście... Wiem, jakie to prawdziwe. Bo tak serio, to kiedy zaczęło mi się w życiu sypać, dopiero wtedy właśnie przekonałam się, kto jest przy mnie mimo mojego zagubienia, łez i chwiejności, mimo dołków i podłamań. Dowiedziałam się też wtedy, jak malutko znaczę dla ludzi, którzy są w stanie mi powiedzieć wprost, że miłe chwile i wesołe spędzanie czasu są OK, ale rozmawianie o problemach nie, bo dość mają własnych.